W środowisku naturalnym żarnowiec rośnie na piaszczystych i słonecznych wzgórzach, prześwietlonych lasach lub przy drogach. To zapewne efekt tego, że dawniej był wysiewany i uprawiany na paszę. Pierwszy raz zobaczyłam tę roślinę właśnie przy leśnej dróżce. Już wtedy zachwyciła mnie na tyle, że postanowiłam ją posadzić w swoim ogrodzie.

Żarnowiec jest niskim krzewem dorastającym do półtora metra. Ma złocistożółte kwiaty podobne do łubinu. Pojawiają się one na przełomie maja i czerwca, jeszcze zanim roślina wypuści liście. Żarnowiec kwitnie obficie, ma
cieniutkie gałązki, dzięki czemu wygląda jak tryskająca złotem fontanna. Po przekwitnięciu wypuszcza trójdzielne, lekko omszone od spodu liście oraz wytwarza strąki (nasiona). Warto je zbierać, bo zdarzyło mi się kilka razy, że podczas srogich zim roślina przemarzła. Wtedy siałam ją od nowa. Krzew ten ma intensywnie zielone, silnie rozgałęzione pędy i dzięki nim wygląda ciekawie także w zimie. Z ziemi wystają wtedy cienkie patyczki przypominające miotłę.

Nie muszę jakoś specjalnie dbać o żarnowca. Rośnie praktycznie sam. Dobrze się czuje w półcieniu. Jedyne o czym trzeba pamiętać, to zapewnienie mu odpowiedniej przestrzeni. Wtedy będzie mógł swobodnie się rozkrzewiać. Nie wymaga przycinania, jak większość krzewów ozdobnych. Podobno można go formować, ale nigdy tego nie próbowałam. Podoba mi się jego naturalny kształt.
W sklepie widziałam odmiany kwitnące na biało i bordowo. Uważam jednak, że te żółte są najefektowniejsze i najokazalsze.

Żarnowiec ma cenną zaletę – jest na tyle duży, że dyskretnie ukryje wszelkie niedoskonałości otoczenia. Można go sadzić w towarzystwie iglaków i różaneczników, ale mnie się podoba solo.

Joanna Antoń