Na naszej ubogiej ziemi bezskutecznie próbowaliśmy uprawiać szlachetne odmiany winorośli. Niestety, ponieśliśmy fiasko. Na szczęście z pomocą przyszedł sąsiad, który sprezentował nam kilka gałązek ze swoich krzaków porastających stodołę. Te nie były aż tak wybredne w uprawie!

Teraz koniec lata oznacza dla mnie przyjemną czynność zbioru winogron z własnej winnicy. Dojrzewają sukcesywnie, dlatego trwa to nawet do dwóch tygodni. Grona białe są gotowe do zebrania zawsze nieco wcześniej niż czerwone. Dzięki temu mam sporo czasu na spokojne ich przetworzenie. Ani ja, ani moja rodzina nie gardzimy też smakiem winogron zerwanych i zjadanych prosto z krzewów.

Takie są najlepsze, chociaż istnieje pewne niebezpieczeństwo. Od kilku lat moją konkurencją są osy, dla których dojrzałe winogrona są nie lada przysmakiem. Ich obecność w winnicy nie ułatwia mi pracy. Jeśli nie chcę narazić się na użądlenia, muszę każde grono oglądać z kilku stron i strącać ewentualnego intruza.
Uważam, że na osy nie ma rady. Niektóre poradniki polecają zamykanie dojrzewających gron w papierowych torebkach. Przy moich piętnastu krzewach byłoby to zadanie trudne, męczące, a co gorsza – czasochłonne.

Na winobranie muszę zawsze wybrać odpowiedni moment – kiedy owoce są już dostatecznie dojrzałe, a osy nie zdążyły jeszcze wyssać soku z większości
z nich. Pomimo tego niechcianego towarzystwa i tak uzyskuję z sześcioletniej winnicy około 20 kg winogron. Na potrzeby rodziny jest to ilość wystarczająca.
Samo zbieranie winogron nie nastręcza mi wielu problemów. Dojrzałe grona będące w moim zasięgu obcinam niewielkim sekatorem. Następnie delikatnie układam je w niezbyt dużych pojemnikach.

Do kiści położonych nieco wyżej przywołuję zazwyczaj męża. Czasami zdarza się, że zmuszona jestem robić to z rozkładanej, niezbyt wysokiej drabiny.
Podczas winobrania staram się nie pominąć żadnej, gotowej już do zebrania kiści. Dlatego ważne jest, aby podczas zbioru mieć wolne obie ręce. Trzeba nimi ciągle rozgarniać gąszcz liści i młodych pędów.

Kiedy wszyscy dostatecznie nasycimy się już wspaniałymi, pysznymi winogronami, mogę pomyśleć o rozpoczęciu robienia przetworów. Nie jestem zwolenniczką konserwowania zerwanych owoców cukrem, dlatego moje przetwory pozostawiam w stanie naturalnym. W sokowirówce wyciskam sok. Oddzielnie robię go z białych i z czerwonych winogron.

Potem postępuję dwojako: część po prostu zamrażam w plastikowych przystosowanych do tego pojemnikach. Część zaś przelewam do emaliowanego garnka. Doprowadzam prawie do wrzenia, po czym rozlewam po same brzegi do dobrze wyparzonych słoików. Taki sok przetrzymywany w chłodzie nie psuje się aż do następnego lata.

Oczywiście sok z zamrażarki zachowuje znacznie więcej witamin i soli mineralnych, a przy tym jest dużo smaczniejszy. Niestety, nie zawsze wystarcza mi miejsca na jego przechowywanie.

Sporą część czerwonych winogron przeznaczam też na domowe wino. Najbardziej smakuje nam wytrawne, niezbyt mocne, wzbogacone niewielką ilością soku z czarnych porzeczek. To właśnie one nadają mu doskonałego aromatu i delikatnej cierpkości. No, ale to już kwestia gustu.

Winogrona, chociaż bardzo kaloryczne, zawierają dużo witaminy C, kwasów organicznych i mikroelementów. Dlatego staram się zawsze, aby ich smak
i wartości zdrowotne towarzyszyły mi i mojej rodzinie przez cały rok.

Jadwiga Antonowicz-Osiecka