Dynia jest jednym z tych warzyw, bez których sezon ogrodniczy uważam za niepełny. Zazwyczaj staram się siać odmianę z bezłupinkowymi pestkami, które po wysuszeniu chętnie podjada cała moja rodzina.

W ubiegłym roku na próbę wysiałam dynię 'Big Max' o wielkich czerwono-pomarańczowych owocach. I dobrze się stało. Sezon był chłodny i deszczowy – z czterech nasionek wykiełkowało tylko jedno. Pod koniec lata okazało się, że owoce, choć dorodne, nie są tak liczne jak powinny. Ilość została zatem zrekompensowana wielkością.

Zbiory wystarczyły na moje domowe potrzeby, ale obawiam się, że inna odmiana mogłaby nie sprawdzić się w tym nietypowym sezonie. Teraz już wiem, że z powodu kaprysów naszego klimatu, lepiej uprawiać dynię z rozsady, niż wysiewać ją do gruntu.

Dynia rośnie szybko, a jej duże i gęste liście zajmują sporą część ogrodu. Uszczykuję więc końcówki pędów dłuższych niż pół metra, zmuszając tym samym roślinę do rozkrzewiania się. Nie ograniczam ilości zawiązków owoców. Wiem, że im jest ich więcej, tym dynie będą mniejsze. Nie przeszkadza mi to,
a nawet wolę takie. Łatwiej je potem przyrządzać. Miejsce, gdzie łodyga krzewu niknie w ziemi, zaznaczam sporej wysokości patykiem. Robię tak po to, by potem w gąszczu liści odnaleźć odpowiedni punkt do podlewania rośliny.

Jadwiga Antonowicz-Osiecka