Rozkwit upraw roślin doniczkowych datuje się na wiek XVII. Nastała wówczas moda na drzewa cytrusowe, na które jednak mogła pozwolić sobie tylko najzamożniejsza arystokracja. By cytrusy mogły bezpiecznie przetrwać zimę, najbogatsi Anglicy budowali dla nich specjalne oranżerie. W tym samym wieku Holendrów opanowała żądza posiadania cebulek kwiatowych. Doniczka z hiacyntem, narcyzem, czy tulipanem była uznawana za szczyt luksusu. Cebulki tulipana momentami osiągały astronomiczne ceny sięgające 2 500 guldenów. Tak zwana tulipomania, inaczej tulipanowa gorączka, wywołała w Holandii bańkę spekulacyjną i spowodowała gwałtowny krach na giełdzie.

Już XVIII-wieczni mieszkańcy europejskich miast wyznaczali kierunki w modzie na konkretne gatunki do uprawy w mieszkaniach. O wysokim statusie społecznym świadczyło posiadanie azalii, kamelii, oleandra, a nade wszystko – egzotycznej palmy. Były one postrzegane jako dobra luksusowe. Mniej zamożni mogli sobie pozwolić „jedynie” na uprawę aspidistry, mirtu zwyczajnego albo lipki afrykańskiej, co też czynili z niemałym zapałem. 

Na dalszy wzrost zainteresowania utrzymywaniem roślin w mieszkaniach, w XVIII wieku, niebagatelny wpływ miał rozwój produkcji dekoracyjnych kwietników i ozdobnych pojemników, jak również wymyślnych stojaków. Ich zadaniem było efektowne zaprezentowanie roślin doniczkowych w pomieszczeniach.      

Na ich bazie tworzono rodzaj scenografii, zestawiając ze sobą naczynia niższe z wyższymi, czy drewniane z metalowymi. Zawsze lokowano je w pobliżu okien dla zapewnienia roślinom wystarczającej ilości światła dziennego. Historycy podkreślają bowiem, że w tamtych czasach w domach panowały zupełnie inne warunki niż współcześnie. We wnętrzach było ciemniej, chłodniej, często też panowała wilgoć, stąd też ilość gatunków, które dobrze znosiły takie warunki, była znacznie zawężona.  

Największy w historii popyt na rośliny doniczkowe przypadł na wiek XIX. Był on ściśle związany z dalekomorskimi podróżami, wyprawami na inne kontynenty oraz sprowadzaniem egzotycznych gatunków z odległych zakątków świata. Tu botanicy wymieniają zwłaszcza rośliny tropikalne i subtropikalne. W taki właśnie sposób do Europy zawitała aspidistra, sprowadzona z Chin w 1823 roku. Innym czynnikiem, który przysłużył się rozpowszechnieniu mody na uprawę roślin doniczkowych, było powstawanie  publicznych ogrodów botanicznych, takich jak Królewskie Ogrody Botaniczne Kew w Wielkiej Brytanii. W tym czasie szalonym zainteresowaniem cieszyły się liczne książki, periodyki i inne publikacje poświęcone prowadzeniu roślin doniczkowych w domu. Stanowiły one dopełnienie oferty wydawniczej dotyczącej dekoracji wnętrz. 

W XIX wieku najbardziej pożądaną rośliną doniczkową stała się orchidea. Jak można się dowiedzieć z dokumentów źródłowych, zapotrzebowanie na nie było tak ogromne, że znacznemu uszczupleniu, a w niektórych przypadkach nawet zniszczeniu, uległy naturalne zasoby tych roślin – choćby w Ameryce Południowej. 

Mniej więcej w tym samym czasie, głównie w Wielkiej Brytanii, wybuchła moda na paprocie. Przyrodnik Charles Kinsley w 1855 roku nazwał ten trend pteridomanią. Paprocie uprawiali dosłownie wszyscy, a wizerunek nefrolepis zdobił m.in. na ubrania, porcelanę, zastawy stołowe, przedmioty codziennego użytku, a nawet… nagrobki. Jak dowodzą historycy, w tamtych czasach był to najczęściej wykorzystywany motyw zdobniczy. Podobnie jak orchidee, paprocie również padały ofiarą nielegalnych zbiorów. Popyt na nie był tak olbrzymi, że dostępne były także na czarnym rynku. Dla paproci w krajach europejskich również budowano specjalne oranżerie, by mogły przetrwać zimy w strefie klimatu umiarkowanego. 

Następną w kolejności, szalenie pożądaną rośliną tamtych czasów stała się pelargonia. Przywieziono ją z Południowej Afryki. W procesie hybrydyzacji jej produkcja rozpowszechniła się do tego stopnia, że stała się łatwo dostępna dla każdego. 

Zdecydowany odwrót od roślin doniczkowych nastąpił po I wojnie światowej, kiedy to uznano ich uprawę za zajęcie staroświeckie i niemodne. Jedynymi gatunkami, jakie wpisywały się w powojenne style w architekturze i aranżacji wnętrz, były sukulenty o nowoczesnym pokroju.     

W Polsce, po trudnych czasach PRL, kiedy to na parapetach i balkonach naszych mam i babć królowały rośliny z gatunków prostych w uprawie, tzw. długowieczne i odporne na ówczesne warunki lokalowe, do łask powracają: aloes, asparagus, azalie doniczkowe, cissusy, cyklameny, epipremnum, fikus sprężysty, filodendron, geranium, grubosz jajowaty, monstera dziurawa, palmy, paprocie, sansewieria, sępolie, trzykrotki czy zielistka.    

Od kilku lat, w widoczny sposób, rośliny doniczkowe zyskują na atrakcyjności, przeżywając swój renesans. Zdobią wnętrza, czemu sprzyja wielość dostępnych na rynku gatunków i pokrojów, co z kolei stwarza niezliczone możliwości aranżacyjne. Podobnie jak w minionych wiekach funkcjonują gatunki modne, jak figowce, filodendrony, kalatea, monstera, palmy, sansewierie, strelicja, syngonium czy zamiokulkasy. Tak jak kiedyś istnieją też gatunki szczególnie poszukiwane, tzw. kolekcjonerskie – aglaonema, alokazja, anturium, bananowiec, hoja… Niektóre okazy są wyjątkowo trudno dostępne, sprowadzane specjalnie na zamówienie, a w szczególnych przypadkach trzeba na nie bardzo długo czekać. 

W dobie pandemii i coraz częściej występujących chorób cywilizacyjnych oraz w świetle problemów związanych ze zmianami klimatu i zanieczyszczeniem powietrza, na nowo odkrywamy i doceniamy prozdrowotne właściwości roślin doniczkowych. Jesteśmy świadomi, że dostarczają nam tlen (anturium, daktylowiec niski, ołustek, skrzydłokwiat), zwiększają wilgotność powietrza (bluszcze, draceny, figowce, szeflery), oczyszczają je ze szkodliwych substancji toksycznych (anturium, daktylowiec, skrzydłokwiat), a nawet neutralizują szkodliwe działanie bakterii, wirusów i grzybów (bluszcze, chamedora, fikus). Dowiedziono, że łagodzą bóle gardła, bóle głowy,  przeziębienia oraz suchy kaszel. Poprawiają stan skóry, wyciszają umysł i polepszają nastrój. 

Jest więc bardziej niż prawdopodobne, że w obliczu wielu zagrożeń dla naszego zdrowia i kondycji ludzkiej, rośliny doniczkowe zostaną z nami na dłużej.

Tekst: Anna Ziędarska

Fot. Flower Council of Holland

Artykuł powstał w ramach kampanii „Dzięki, rośliny!” zainicjowanej przez Flower Council of Holland.