Nasza działka, licząca 1240 m², znajduje się na obrzeżach miasta, przy ulicy prowadzącej do lasu. W pierwotnej wersji w miejscu tego siedliska było obniżenie, które ze względów praktycznych musieliśmy podnieść, przywożąc ponad metr ziemi.

Już w trakcie budowy domu intensywnie zastanawialiśmy się, jak zagospodarować przestrzeń wokół. Nie było to proste. Zanim pojawiła się koncepcja, przeglądaliśmy czasopisma, książki, przeszukiwaliśmy sieć. Oglądaliśmy setki zdjęć, czytaliśmy artykuły, a decyzji dotyczącej ogrodu nie mogliśmy podjąć.

Nasza działka była całkowicie otwarta na otaczającą ją przestrzeń i nie zapewniała nam intymności. Jesienią 2007 roku podjęliśmy decyzję o posadzeniu przy ogrodzeniu dzikiego wina. To pnącze miało nas szybko zasłonić. Z czasem pojawiła się też trawa.

Z założenia planowany ogród miał być niezbyt pracochłonny, a więc postawiliśmy na iglaki. Nie chcieliśmy jednak rezygnować z rodzimych liściastych gatunków, takich jak: bzy, jaśminy i drzewka owocowe. Intuicyjnie sadziliśmy rośliny i ciągle zadawaliśmy sobie pytanie – co dalej? Może to śmiesznie zabrzmi, ale wizja dobrze zaplanowanego ogrodu wciąż nie dawała nam spokoju.

Przyszła zima, a wraz z nią czas na rozmyślania o działce w zaciszu nowego, ciepłego domu. W tym czasie powstało wiele odręcznych szkiców i komputerowych rysunków. Na każdym z nich były linie faliste.

Któregoś zimowego dnia, wyglądając przez okno z salonu, wyobraziłam sobie rabatę w kształcie delfina. I chyba ten zarys stał się inspiracją do dalszych kształtów. Przeglądając projekty architektów, prezentujących swoje pomysły w czasopismach, tworzyliśmy własną wizję. Na zwymiarowany i wyskalowany na papierze plan działki zaczęliśmy nanosić drzewa i krzewy. Cały czas nie rozstawaliśmy się z katalogiem roślin.

Wszystkim polecam zimę, jako najlepszą porę na snucie planów. Łatwiej rozniecić wyobraźnię, gdy teren przykryty jest białym puchem. Wtedy wizje ogrodu doskonałego zdają się nie mieć końca.

Wiosną kształty naszych rabat zaczęliśmy przenosić z pa-pieru na działkę. Łuki wyznaczyliśmy wężem ogrodowym. Gdy już mieliśmy zarys grządek i zdjęliśmy z nich darń, rozpoczęliśmy sadzenie, które trwa do dzisiaj.

Na początku wydawało nam się, że rośliny rozmieszczamy zbyt rzadko. Dlatego zaczęliśmy uzupełniać nasadzenia kolejnymi. Teraz część musimy przesadzać, bo jest za gęsto… Niektóre zaplanowane byliny zastąpiliśmy innymi, bo te pierwsze się nie sprawdziły. Nie mieliśmy żadnego doświadczenia ogrodniczego, dlatego nasz proces tworzenia jest trudny i… obarczony ryzykiem.

Wszystkie nasze rabaty pokryliśmy agrowłókniną, korą lub żwirem. Na początku więcej było miejsc wyścielonych korą, jednak z czasem zastąpiliśmy ją kamieniami. Takie pocięte drewienko wymaga ciągłego uzupełniania, a ponieważ nie jest tanie, dosypywanie go znacząco zwiększa koszty utrzymania ogrodu. 

Ewa Sroczyńska-Gleń