Po wybudowaniu domu i wprowadzeniu się do niego postanowiliśmy z mężem zająć się ogrodem. Celowo zrezygnowaliśmy z ogródka warzywnego, by wokół domu stworzyć miejsce do wypoczynku.

Na początku, po wyrównaniu terenu, posialiśmy wszędzie trawę. Potem zaczęliśmy zastanawiać się nad roślinnością. Zdecydowaliśmy się na drzewka iglaste, żeby uniknąć zbyt dużej ilości liści, szczególnie jesienią. Kupiliśmy więc kilka sosen, tuje, cyprysy, jodły kaukaskie, świerki. Ale nie mogło też zabraknąć i kwiatów, zwłaszcza tych kwitnących wiosną.

Nasz dom znajduje się dość daleko od głównej drogi, więc nie dochodzi do nas oświetlenie uliczne. Postanowiliśmy w jakiś sposób sami doświetlić ogród. Za najlepsze uznaliśmy lampy solarne. Można je kupić w każdym hipermarkecie: ogrodniczym, budowlanym, a także spożywczym na stoiskach pod ogólną nazwą „dom i ogród”. Ich ceny są bardzo różne w zależności od tworzywa, z jakiego są wykonane, wielkości i mocy baterii słonecznych. Najtańsze kosztują już od 8-10 zł. Górnej granicy cenowej nie ma. Widziałam lampy ogrodowe za kilkaset, a nawet kilka tysięcy złotych. Wszystko zależy od zasobności portfela.

Kupiliśmy kilkanaście lamp. Część ustawiliśmy w rzędzie wzdłuż ścieżki. Efekt jest niesamowity. Jedynym minusem jest koszenie trawnika wokół lamp. Trzeba je albo wyciągać, albo trawę tuż przy nich ścinać nożycami.

Kolejną partię światełek umieściliśmy pod iglakami i na klombie wśród tulipanów, szachownic i hiacyntów.

Teraz nasz ogród wygląda naprawdę efektownie, ponieważ światełka są porozrzucane niesymetrycznie w różnych częściach ogrodu. Tak więc w nocy jest on pełen świecących punktów. Muszę przyznać, że małe lampki solarne nie dają zbyt wiele światła, lecz od tego jest przecież tradycyjne oświetlenie elektryczne przed wejściem do domu i na tarasie. Ważny jest imponujący efekt i ogród pełen uroczych „świetlików”.

 

Ewa Idziak

Bronowice