Moja przygoda z ogrodem rozpoczęła się niecałe dziesięć lat temu, kiedy to wprowadziliśmy się do naszego, nowo wybudowanego, acz nie zupełnie wykończonego domu. Pierwszy skrawek ugoru, zarośnięty wszelkiego rodzaju zielskiem, a przede wszystkim perzem przekopałam sama podczas trwającej jeszcze budowy, ponieważ chciałam posadzić drzewka i krzewy owocowe oraz część bylin, by mogły się rozrosnąć za nim trafią na swoje docelowe miejsce. Później już każdy nowy oczyszczony fragment był od razu obsadzany zgodnie z wcześniejszym zamysłem, gdyż plan aranżacji i zagospodarowania działki zrodził się w mojej głowie już znacznie wcześniej, plan którego celem było stworzenie pięknie ukwieconego a zarazem funkcjonalnego ogrodu, ogrodu o charakterze wiejsko sielskim, a także wypoczynkowym. I tak z czasem powstał tu plac zabaw dla dzieci (wnuków), warzywnik, mały sad, altanka, grill, oczko wodne, kompostownik, oraz studnia ozdobna, gdzie odprowadzana jest deszczówka z rynien. Nie łatwo było to wszystko ze sobą pogodzić, ogrodnikowi amatorowi, który został nim z zamiłowania, który wciąż jeszcze coś zmienia i przesadza, gdyż główną inspiracją są dla mnie rośliny, których wymagania poznaję z biegiem czasu, a które posadzone na odpowiednim miejscu odwdzięczają się wspaniałym wzrostem i kwitnieniem. Wszystkie rośliny są piękne, wciąż chciałoby się mieć ich więcej i więcej, tym bardziej, że co roku pojawiają się cudeńka – nowości, lecz niestety powierzchnia działki ogranicza możliwości nasadzeń, dlatego też po fazie drzew iglastych i ozdobnych, później host, żurawek, liliowców i azalii (które wszystkie wciąż tu rosną), a w końcu róż, pomimo dość trudnej ich uprawy, zważywszy na towarzyszące im choroby, to im właśnie pozostałam wierna, dzisiaj jestem szczęśliwą posiadaczką około 130 ich odmian, którym co roku towarzyszą przepięknie kwitnące lilie i clematisy. Oczywiście nie brakuje tu również hortensji, dalii, chryzantem zimujących i innych cebulowych oprócz lilii, których pomimo braku miejsca wciąż jednak przybywa, gdyż cebulki zawsze da się gdzieś „upchać” Mój ogród, to moje szczęście i radość, mój własny raj na ziemi, mój ogród, to każda rosnąca w nim roślinka, w duszy mi gra, kiedy widzę, budzącą się co roku do życia przyrodę, otaczającą mnie zieleń i kwitnące różnorodnością barw rośliny, kiedy czuję ten niepowtarzalny zapach. Mój ogród choć na pozór skończony tak naprawdę nigdy nie jest gotowy, pomimo to jestem z niego ogromnie dumna, tym bardziej, że prawie wszystko, co tu powstało, wykonane zostało we własnym zakresie. Ogród to także ogrom czasu i mnóstwo ciężkiej pracy, która daje niesamowitą satysfakcję, gdy widzi się jej efekty, z niecierpliwością czekam na moment, kiedy nie będę musiała pracować zarobkowo, kiedy to będę mogła zająć się nim tak jakbym naprawdę chciała, co w tej chwili jest niestety nie możliwe, marzy mi się system nawadniający, gdyż w tej chwili najwięcej czasu zajmuje mi niestety podlewanie, ale czego się nie robi dla kochanych roślinek.
Komentarze