W trakcie budowy ustaliliśmy z mężem, że ogród to będzie trawnik i żywopłot, no jakieś iglaki i obowiązkowo drzewko pełniące rolę choinki. Przecież nikt z nas nie będzie miał czasu i ochoty, żeby "dłubać" w ziemi. Oboje pracujemy. Dzieci małe. Stało się inaczej. Każda posadzona roślinka zaczęła mnie tak urzekać, że nie wiadomo kiedy ogród zawładnął moim życiem. Dosłownie. Postanowiłam nawet zmienić pracę w szkole na rzecz prac w ogrodach. Przez wiele lat obserwowałam dzieci jak się rozwijają. Teraz z zapałem patrzę jak cudownie rosną roślinki w moim ogrodzie. Zaczęłam oglądać programy ogrodnicze. Moje półki uginają się od książek związanych z ogrodami. Zapisałam się na kursy. Totalny bzik ogródkowy. Teraz tylko walczę z domownikami o każdy centymetr ogrodu, który można by jeszcze zagospodarować pod jakąś rabatę. Musimy iść na kompromisy. Dzieci muszą mieć kawałek trawnika jako boisko, a ja niepostrzeżenie podkradam im kawałek po kawałku. Co z tego wszystkiego wynika? Zobaczcie sami.
Komentarze