Wcześniej na działce rósł wiśniowy sad. Dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych pomysł ogrodu zaczął być realizowany. Nie zrobiła tego wynajęta firma, która w ciągu tygodnia wykonałaby zamówienie. Ogród powstawał stopniowo, a jego nowe elementy były wkomponowywane w już istniejące – ogród jako kompozycja barw. Barwa podstawowa to zieleń, ale rację ma J. Tuwim ,,O zieleni można nieskończenie.’’ Różne odcienie zieleni zostały skontrastowane, poddane kapryśnym rytmom i w pewien tajemniczy sposób zharmonizowane. Dobrze jest patrzeć na ściany żywej zieleni, w której mieszają się różne odcienie – zieleń trawiasta z jaskrawą, zielony z miętowym, pistacjowy ze szmaragdem, malachitowy z zielenią butelkową, limonkowy z zielenią wiosenną, zieleń Veronese’a z morską czy khaki ze zgniłą zielenią. A jeśli na tle tego splątania i zawirowania odcieni zaczną pojawiać się płomyki kwitnącego bzu, głogu, trzmieliny, hortensji, róż, rododendronów, lawendy, szałwii, ślazówki czy kocimiętki, a do nosa docierać symfonia zapachów, to znów chce się chwytać konewkę, sekator czy pojemnik ze środkiem grzybobójczym żeby walczyć o jego piękno. Uwielbiam hortensje. To kwiaty, które dobrze się czują od północnej strony domu. Kwitną obficie i zachwycają różnorodnością barw aż do późnej jesieni. Stoją dumnie wokół schodów i na ganku , gdzie przyciągają uwagę przechodniów i budzą ogólne zainteresowanie.
Komentarze