Patrząc na swoją twórczość, zastanawiam się czasem skąd biorą mi się te wszystkie, liczne pomysły i jak to możliwe, że przychodzą do głowy człowiekowi, który nigdy zawodowo nie miał styczności ani ze sztuką, ani z florystyką, ani tym bardziej z jakimkolwiek rękodziełem. Jednak jak tylko pomyśle o przeszłości i sięgnę pamięcią, od razu uświadamiam sobie, że właściwie od zawsze tak miałam. Chyba urodziłam się taka „dziwna i pokręcona”. Już jako mała dziewczynka znosiłam do domu całe naręcza kwiatów, robiłam z nich maleńkie bukieciki, serduszka, wianki, ponadto lalki z gałganków, a z jesiennych liści torebki, kiecki i mnóstwo innych drobnostek. W pobliskiej rzece puszczałem wianki i statki, które całymi nocami, małymi rączkami, wykonywałam. Jako małe dziecko i młoda dziewczyna mieszkałam w bloku, w małym mieszkaniu i z konieczności, większość rzeczy które wtedy robiłam, uplotłam – lądowało w koszu. Jednak moja pasja i zapał do ich tworzenia nie mijały. Ani nawet nie słabły, a każdą wolną chwilę spędzałam w swoim małym pokoiku, tkwiąc nad dekoracjami. Rodzice nie wiedzieli co z tym robić, nie raz pamiętam jak próbowali mnie namawiać i przekonywać, że nie warto, że szkoda czasu, że te zajęcia nie zapewnią mi żadnej przyszłości. A wszystko to co wykonuję, nie daje nic poza tym, że tylko zaśmieca mój pokój. Smutne to były czasy, ale niestety takie były. Wówczas liczył się tylko jako taki byt, zawód i jakakolwiek praca, a nikt nie myślał ani nie zaprzątał sobie głowy dekoracjami, które dla mnie były całym „życiem”. Rodzice, troszcząc się o moją przyszłość, uparli się, że muszę zostać kucharzem. Nie wiele miałam do powiedzenia bo inne były czasy i inne priorytety. Smutne lata 70-te. Wciąż słyszałam dudniące w uszach słowa: kucharz to ma dobrze, kucharz chodzi najedzony, kucharz to dobry zawód itd. A ogrodnik? Ma dziurawe buty, brudne ręce, nieciekawą i bez przyszłości pracę. I po co Ci to? Myślę sobie czasem, że wszystko mogło się inaczej potoczyć, gdybym wówczas sprzeciwiła się moim rodzicom. Jednak nie zrobiłam tego, trochę ze strachu przed ich reakcją, a trochę z szacunku i wiary, że chcą dla mnie jak najlepiej. Poza tym wówczas nikt nie przewidywał jak się „Świat potoczy”, i że dzisiejsze czasy i realia będą zupełnie inne. Nigdy też nie dowiem się już co byłoby gdybym jednak postawiła na swoim i wybrała inną drogę. Nie myślę dziś o tym, a pocieszam się też, że takie pytania i myśli z serii "co by było gdyby" mają chyba wszyscy. Dlatego dziś wychodzę z założenia, że nie warto rozpaczać nad tym co by było, lepiej pomyśleć o teraźniejszości, nad tym co by było, lepiej pomyśleć o teraźniejszości i o tym, co będzie. Pragnę, aby moją pasję przejęły następne pokolenia, najlepiej córka i wnuczki.
Komentarze