Mój kochany zielony zakątek. Oaza spokoju i odpoczynku od miasta. Jeden minus - daleko ode mnie. Kilka lat temu teściowie dali mi pozwolenie żebym po swojemu zrobił coś z tym "artystycznym nieładem " i kupą chaszczy tak więc każdy spędzony tam weekend to dla mnie kilkanaście godzin pracy, ale jakże przyjemnej. Zacząłem od wycinania, czy też wręcz karczowania wszystkiego co rosło byle jak i byle gdzie, bez umiaru i bez jakiegokolwiek sensu no i dodałem troszkę koloru temu miejscu dzięki różom - wielkokwiatowym, parkowym jak i pnącej, kwitnącym pnączom, posadziłem rojniki i rozchodnika na starej nieużywanej i zachwaszczonej wędzarce..... itd.... Generalnie teraz sam się tym opiekuję na ile tylko pozwala czas a z racji odległości każdy mój przyjazd poświęcony jest głównie moim roślinkom. Mnóstwo motyli na budlejach, zapach jaśminowca i kwitnący wiciokrzew też sprawiają, że serce po prostu się raduje. Tylko.... szkoda, że to wszystko nie w moim własnym przydomowym ogródku.
Komentarze