Jestem szczęśliwą posiadaczką działki i nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie uprawiać na niej warzyw. Wprawdzie w sklepach można teraz dostać wszystko, ale kupne warzywo nigdy nie dorówna temu z własnej grządki.

Gdy zakładałam swój warzywnik, nie miałam zbyt dużego doświadczenia i większość roślin uprawiałam intuicyjnie. Praktyka jednak czyni mistrza i teraz mogę doradzać początkującym ogrodnikom w wielu kwestiach. Przede wszystkim nie polecam nawożenia ziemi sztucznymi preparatami. Ja do tego celu używam obornika. Zalewam go wodą i przechowuję w beczce, która stoi w oddalonej części działki.

Nauczyłam się, że na południowej części warzywnika warto wysiewać jak najniższe rośliny (np. sałatę, rzodkiewkę, marchewkę, cebulę), a coraz wyższe od strony północnej. Robię tak dlatego, że podpórki, po których pnie się fasola, groch, ogórki lub pomidory, mogłyby zacieniać inne warzywa. Jeśli w ten sposób zaplanujemy grządki, słońce będzie miało szansę dotrzeć do każdej rośliny.

Kolejną równie ważną rzeczą są terminy siewu. By mieć świeże warzywa przez cały sezon, staram się sadzić odmiany wczesne i późne. Tak jest na przykład z cebulą dymką. Część sadzę w marcu – kwietniu, a kolejną partię w maju. Tę wcześniejszą zrywam na szczypiorek i młodą cebulkę, a późniejsza zostaje na zimowe zapasy. Ogórki także wysiewam już w kwietniu i po prostu przykrywam je włókniną, żeby nie zmarzły. Trochę później sadzę fasolkę szparagową, bo robię to dopiero po „zimnych ogrodnikach”. Gdy ją zbiorę, w połowie lipca przygotowuję poplonową grządkę fasolki. Zwykle zdążę jeszcze zebrać kolejne plony przed przymrozkami.

Por, seler i pomidory uprawiam z gotowych rozsad. W domowych warunkach jest mi trudno wyhodować zdrowe i silne rozsady, a od sprawdzonego producenta można je kupić za niewielkie pieniądze. Mam pewność, że rośliny wydadzą obfity plon. Tak więc kupowanie gotowych sadzonek nie jest dla mnie żadną ujmą.

Wiesława Badura