Nie wyobrażam sobie gotowania bez selera. Według mnie to aromatyczne i zdrowe warzywo wzbogaci smak każdej potrawy.

W swoim przydomowym ogródku uprawiam zarówno seler korzeniowy, jak i naciowy. Kupuję gotowe rozsady, zwracając uwagę na to, by były krępe, zdrowe i miały dobrze rozbudowane korzenie. Jeśli planuję wysadzić np.
30 sztuk, to wybieram o kilka sadzonek więcej, na wypadek gdyby się nie przyjęły bądź uszkodziły w transporcie.

Jako początkująca działkowiczka robiłam podstawowy błąd – chciałam zaoszczędzić miejsce na zagonach i wysadzałam rozsady zbyt gęsto (10x20 cm). W efekcie plony miałam gorsze, bo rośliny wzajemnie się zacieniały i konkurowały o wodę oraz składniki pokarmowe.

Na potrzeby mojej czteroosobowej rodziny wysadzam zwykle ok. 50 selerów korzeniowych i 30 naciowych. Sadzę je do gruntu pod koniec maja lub na początku czerwca, żeby rosły przy możliwie jak najwyższej temperaturze. Gdy jest sucho, dbam o podlewanie. To ważne zwłaszcza dla odmiany korzeniowej, która w lecie intensywnie rośnie. Staram się na bieżąco plewić grządki, bo selery początkowo rosną bardzo powoli i łatwo mogą „przegrać” konkurencję z chwastami.
Pierwsze młode selery korzeniowe zbieram po około 7–8 tygodniach i wykorzystuję je na bieżąco. Do przechowywania zimowego wykopuję je w październiku, a czasem dopiero na początku listopada.

Jeśli chodzi o selery naciowe to na 2–3 tygodnie przed planowanym terminem zbioru przeprowadzam tzw. bielenie. Nauczyła mnie tego moja mama. Związuję nać selera elastyczną tasiemką, a łodygi – od ziemi do listków – owijam czarną folią i również związuję. Pozbawione dostępu do światła warzywa stają się bielsze i delikatniejsze w smaku.

Edyta Stachowska