Chciałabym podzielić się swoimi doświadczeniami w walce z perzem. Parę lat temu kupiliśmy działkę rekreacyjną za miastem. Okazało się, że duża jej część jest niestety mocno zarośnięta perzem. Prawdopodobnie sprzyjała temu lekka, uboga gleba.

Główną drogą rozprzestrzeniania się perzu są jasne kłącza z licznymi rozłogami, osiągające nawet kilkanaście metrów długości. To sprawia, że opanowuje szybko powierzchnię, a walka z nim przypomina walkę z wiatrakami. Podobno chwast ten sprzyja też rozwojowi grzybów chorobotwórczych i jest żywicielem wielu szkodników.

W moim ogrodzie nie chciałam stosować herbicydów, choć niektórzy przekonywali, że bez nich się nie obejdzie. Postawiłam na ręczne usuwanie rozłogów z gleby. Stwierdzam, że najskuteczniejszy na perz jest ludzka praca. Po wykarczowaniu i zaoraniu 15-arowego terenu cała nasza rodzina stanęła rzędem do pracy. Wybraliśmy ciepłe, pogodne dni, gdyż rozłogi wydobyte wtedy na powierzchnię szybko przesychają i są łatwiejsze do usunięcia.

Narzędzia, które ułatwią pracę:

Widłami i grabiami wyciągaliśmy korzenie tak, aby ich nie porozrywać. Staraliśmy się usunąć każdy kawałek, gdyż z najmniejszego fragmentu wyrasta wkrótce nowa roślina. Po zagrabieniu powierzchni zasialiśmy gorczycę na zielony nawóz (4g/m2). Można wysiać też łubin, groch, wykę lub facelię. Gęsto posiana gorczyca nie tylko poprawia warunki glebowe, ale likwiduje też larwy drutowców. Zacienianie gleby na polu, poprzez wysiew żywego kompostu to bardzo dobry uzupełniający sposób walki z tym chwastem.

Perz lubi miejsca słoneczne i suche, a nie znosi wilgoci i zasobnej gleby. Dlatego gdy np. zaczyna nam włazić na trawnik, powinniśmy często murawę krótko kosić, nawadniać i zasilać. To spowoduje stopniowe wyginięcie chwastu i rozrost kęp trawy. Na wiosnę staraliśmy się wybrać resztki chwastów, które przetrwały. Pojawiały się już nielicznie. Wielokrotne głębokie przeoranie, przekopywanie osłabia perz i powoduje jego stopniowe zamieranie. Nazywa się to „zmęczeniem” perzu.