Pomidory na własne potrzeby hoduję od kilkunastu lat w małym tunelu (6x4 m). Glebę pod przyszłoroczną uprawę przygotowuję jesienią, przekopując dobrze rozłożony obornik (ok. 5 taczek) na głębokość 25 cm. Po zimie spulchniam ją dokładnie, a przed wysadzeniem sadzonek nawadniam.

Rozsadę przygotowuję z nasion holenderskiej odmiany 'Brillante'. Pomidory staram się wysadzać pomiędzy 1 a 15 maja, ale gdy jest wtedy bardzo zimno, czekam na cieplejszy okres. Po posadzeniu krzewy dokładnie podlewam i od razu przywiązuję sznurkami. Po około 10-ciu dniach zasilam je Florovitem. Bardzo ważne jest częste nawadnianie pomidorów, bo gleba pod folią szybko paruje i wysycha. Trzeba to robić w godzinach dopołudniowych, najlepiej rano. Podlewanie wieczorem jest niekorzystne, gdyż przy zamkniętym w nocy tunelu znacznie wzrasta wilgotność powietrza, co powoduje rozwój chorób grzybowych.

W trakcie wzrostu krzewy zasilam od czasu do czasu rozcieńczoną, przefermentowaną gnojówką. Pomidory prowadzę na jeden pęd. Usuwam nie tylko dziczki, ale także dolne liście do pierwszego grona owocowego i stopniowo coraz wyżej. Zbiory trwają od pierwszej dekady lipca aż do pierwszych przymrozków. Owoce, które nie zdążą dojrzeć do jesieni, zrywam i przetrzymuję w spiżarni na parapecie okiennym.

Nie stosuję środków ochrony roślin. W przypadku wystąpienia zarazy ziemniaczanej, nie obejdzie się jednak bez zastosowania jednego ze środków grzybobójczych. Sam staram się jej unikać poprzez odpowiednie wietrzenie tunelu. Hodowane przeze mnie pomidory są naprawdę smaczne. A jak pachną! Moja rodzina traktuje je jako arcyzdrową przekąskę na letnie upały.

 

Porady Czytelnika

1. Na jednym pędzie zachowuję przeważnie 5 gron – w każdym jest około 5–8 owoców. To daje ponad 30 sztuk z jednego krzaczka.

2. Często przeglądam rośliny, sprawdzając, czy nie mają oznak zarazy. Im szybciej zauważymy chorobę, tym większe są szanse na pozbycie się jej.