Autorką poniższego tekstu jest czytelniczka magazynu "Przepis na Ogród" - Adela Szczęsna z Kutna.

 

Chciałabym zachęcić wszystkich działkowiczów do uprawy tykw. Ich ogromne owoce są niezwykle efektowne. Wyhodowałam już okazy zarówno metrowe, jak i wielkości małej butelki. Niektóre są jednolicie jasnozielone, inne ciemnozielone w białe plamy.

Nasionami różnych odmian wymieniam się z sąsiadami z działki. Młode owoce są jadalne, ale – jak dla mnie – nieco zbyt mdłe. Czytałam, że mają też małą wartość odżywczą. Każdy jednak ma swój gust kulinarny. Jeśli chcemy spróbować tykwy, młode okazy obieramy ze skórki i usuwamy duże nasiona. Kroimy w kostkę lub plasterki i smażymy jak leczo.

 

 

 

Jada się także gotowane lub prażone nasiona. Tykwy w pełni dojrzałe mają gorzki miąższ i są niejadalne, a wręcz trujące. Mają wtedy inny walor: po wysuszeniu stają się wspaniałymi dekoracjami. Można je po prostu zawiesić na drzewach lub ścianach altanki, albo stworzyć jakiś nietuzinkowy przedmiot. Ostatniej jesieni pokusiłam się o stworzenie z tykwy budki dla ptaków. Wyszła całkiem fajna.

Suszenie owoców nie jest łatwe. Często tykwy po prostu pleśnieją. Mam na to sposób – ich wnętrze wypełniam rozgrzaną solą. Pamiętam też, by zrywać je przed nadejściem przymrozków. 

Jeśli chodzi o uprawę, to tykwa lubi słoneczne stanowiska. Wymaga żyznej gleby i nawożenia. Można uzyskać ją z rozsad, ale ja wysiewam nasiona wprost do gruntu. Wcześniej namaczam je na noc, co przyspiesza kiełkowanie. Powodzenia!