Bardzo lubię wiklinę, więc pomyślałam, że udekoruję nią ogród.

Zaczęłam od dwóch starych koszy do bielizny. Jeden był mój, a drugi dostałam od sąsiadki. Starannie je wyczyściłam najpierw zwykłą szczotką ryżową, a potem na mokro wodą z dodatkiem sody oczyszczonej (litr ciepłej wody i dwie łyżeczki sody). Wymycie wiklinowych wyrobów samą wodą sprawia bowiem, że szybko matowieją. Niektórzy podobno czyszczą wiklinę plasterkami cytryny, ale nie wypróbowałam jeszcze tego sposobu.

Oczyszczone, dobrze wysuszone i polakierowane kosze do połowy wypełniłam pustymi butelkami po napojach. Na taki „fundament” wyłożyłam folię, nasypałam dobrej ziemi i powsadzałam kwiaty jednoroczne oraz cebulki tulipanów i żonkili. Gdy wszystkie rośliny zakwitły, byłam zachwycona efektem. Postanowiłam więc ustawić więcej takich koszy.

Moje wiklinowe donice cały czas są na dworze. Nie stoją bezpośrednio na ziemi, tylko na betonowych płytkach, dzięki czemu nie gniją od spodu. Rośliny cebulowe bez problemu przetrzymują w nich zimę. Oprócz wiosennych kwiatów do plecionych donic sadzę też m.in. pokrzywki, pelargonie, mieczyki, paprocie i zielistki.

Niektóre z koszy trochę się już wysłużyły. Sposobem na to jest przykrycie brzydkich miejsc chochołem z brzozowych i dereniowych witek. Ładnie pną się po nim nasturcje. Uszkodzone brzegi koszy można też po prostu obciąć.

Anna Kaczmarska