Od 8 lat mamy działkę, a na niej krzewy owocowe – głównie czerwone i czarne porzeczki. Cała moja rodzina, czyli ja, mąż Aleksander i dwie córki, najbardziej lubi podjadać owoce prosto z krzaka. I choć amatorów do jedzenia jest dużo, pielęgnacją porzeczek zajmuje się głównie mój Alek. To on sadził, nawozi i przycina krzaczki.

Działkę dostaliśmy na jesień i mąż od razu przygotował glebę: nawiózł obornikiem i przekopał ziemię. Po 2 tygodniach wyznaczył grządki na warzywa i na nasze krzewy. Porzeczki posadził w rozstawie 1,5 metra, by miały dość miejsca na rozrośnięcie się i aby łatwo było do nich dojść.

Kilka garści owoców udało nam się zerwać już w pierwszym roku od posadzenia. Na większe zbiory musieliśmy jednak poczekać jeszcze rok, a w trzecim mieliśmy prawdziwy wysyp owoców. To wtedy mąż zrobił wokół krzewów specjalne drewniane obwódki, gdyż obficie owocujące gałązki zaczynały już pokładać się na ziemi. Podpórki wykonał ze starych listewek.

W tej chwili nasze porzeczki mają 8 lat i mąż cały czas trzyma je w ryzach. Wycina im stare, chore lub połamane pędy. Robi to także po to, aby owoce były większe.

Mój mąż jest głównym gospodarzem na działce, ale muszę przyznać, że świetnie radzi sobie też w kuchni. To on co roku robi kilkadziesiąt butelek soku z owoców. Najsmaczniejsze są właśnie te z porzeczek. Osobno z czerwonych i osobno z czarnych, bo szkoda nam mieszać smaki i kolory.

Aby zrobić porzeczkowy sok, owoce wystarczy umyć, przebrać i wraz z ogonkami wrzucić do sokownika. Potem trzeba dodać cukier i zagotować. Wychodzą pyszne i, co najważniejsze, bardzo klarowne soki. Jeśli chcemy z tych samych porzeczek zrobić dodatkowo dżem, to przed wrzuceniem do sokownika obieramy ogonki. Gdy sok jest już gotowy, wykorzystujemy pozostałą w sokowniku pulpę. Czasem robimy też marmoladę, przesmażając owoce z cukrem w rondlu. Ze świeżymi porzeczkami pieczemy też ciasta. Mój plan na ten rok to tarty, bo jeszcze nigdy ich nie robiłam. Muszę tylko znaleźć ciekawy przepis. 

Krystyna Laskowska