Witajcie! Zapraszam do obejrzenia zdjęć, bo one najlepiej wyrażają to co przedstawia mój „mały” przydomowy ogródeczek. Z dzieciństwa pamiętam dokładnie obraz tegoż obejścia jako wielkie podwórze z chlapiącymi się pod studnią kaczkami … wtedy nie rosła tu trawa...czasami jakiś chwast się uchował dopóki nie dopadła go jakaś kaczka albo koń nie wydeptał z kursującym po siano wozem....pod obórką tradycyjnie sterta obornika z wypływającą strugą gnojowicy w najniższy punkt podwórza....Za zieleń za to nadrabiały pachnące jabłonie i węgierki których gałęzie chyliły się niemal do samej ziemi pod ciężarem owoców....nikt nie mówił wtedy o przycinaniu drzewek...oporządzało się wtedy tylko gałęzie które same usychały... Minęło kilkadziesiąt lat a długowłose siwki zastąpiły konie mechaniczne skryte pod metalową maską...a nacisk „uni” na profilowanie gospodarstw sprawił, że z podwórzy zniknęła różnorodność inwentarska na rzecz psów „z papierami” i „wyczesanych” kotów.... Oj zapędziłam się....tu wciąż kundelki i pospolite piecuchy ;) Pozdrawiam! Aśka.
Komentarze