Wypatrzyliśmy to miejsce, położone w śródleśnej dolinie, na Pomorzu, kilkanaście lat temu, w czasie naszych wędrówek. Życiowy przypadek nie-przypadek sprawił, że stało się naszym zielonym zakątkiem i zarzewiem naszego ogrodu i pasji. Ogród graniczy z lasem, zacienia go w kącie stuletni z okładem dąb - resztka przedwojennej alei łączącej dawne majątki. Nasz "drugi" dom zdążył się już schować za parawanem zieleni. Zawsze chcieliśmy by ogród był "wiejski", stąd te stare płotki, naczynia, donice. By był taki, jak z dzieciństwa, z nagietkami, słonecznikami, malwami, kosmosami, daliami, wyliczeniu temu mogłoby nie być końca. Byśmy wiedzeni kolorami i zapachami mogli cieszyć się przyjaźnią pór roku, a za pomocą tych "budowanych" zapachów za nimi podążali. By był magnesem dla całej skrzydlatej, i owadziej i ptasiej ferajny, dla której część roślin sadzona jest już jako zaproszenie. Dochowaliśmy się już "swoich" pszczół murarek, które nas dzielnie wspomagają w uprawie kwiatów i z których jesteśmy dumni. By w tym i dzięki temu miejscu móc roztaczać i zarazem rozpływać się w magii Natury, by ogród był również tym tajemniczym (tu znów książka z dawnych lat), za każdym krokiem uchylającym wciąż nowe oblicza. Ziemia tu od wieków słaba, specyficzny mikroklimat, zimy bardzo mroźne, nas nie ma na co dzień, więc wytrzymują najwytrwalsi. To też ważny element charakterystyki tego miejsca. A my się tegoż uczymy razem z nimi, metodą prób i błędów, z fascynacją patrząc na ogrody wiejskie, angielskie i tęskniąc do następnego razu.
Komentarze